Zielona nie za bardzo, a Góra tylko dla wtajemniczonych
Fot. W parku Poetów |
Adam Fularz
Ongiś moją uwagę przykuł film mojego ulubionego reżysera Petera
Greenewaya pt. „Kontrakt
Rysownika” („The Draughtsman's Contract”). Cały film pełen jest
oszałamiająco pięknych widoków okraszonych niespokojną muzyką Michela Nymana,
zresztą to fascynacja pejzażami jest raczej treścią tego w malarski sposób
nakręconego filmu artystycznego. Zwykłym widzom go nie polecam, bo zapewne
szukają sensacji, której w tym trudnym, pełnym staroświeckiej i niezwykle wyuzdanej
XVII-wiecznej angielszczyzny filmie wiele nie znajdą. Film ma jednak jedną
zaletę- otwiera nasze oczy na piękno krajobrazu, i pozwala dostrzec pejzaże
które malowane przez Matkę Naturę rozciągają się wokół nas. Zwykle bowiem ciężko
je dostrzec- znikają przygniecione ciężarami dnia codziennego.
Ale pejzaże jednak są wokół nas, i oszałamiają spacerowicza,
jeśli ten wie gdzie je można spotkać. Niestety- ta wiedza o możliwościach
tutejszego krajobrazu jest dostępna tylko dla nielicznych. Nasze miasto zdaje
się że zapomniało że jest „górą”, bo i z ulic w dolinach tego nie widać, ale i
o samych górach zdaje się zapomniano. Góra Braniborska, ongiś tak popularna,
jest zapuszczona, mimo że to właśnie tam lubię przyprowadzać osoby płci pięknej
na przechadzkę połączoną z rozkoszowaniem się panoramą bliższej i dalszej
okolicy. Tak dopiero czuję, że mieszkam w Zielonej Górze. Ale niestety-
spacerowicze maja do dyspozycji co najwyżej straszliwie zapuszczony park. Wieża
widokowa jest zamknięta i mieści jakieś instytucje, którym lepiej nie
przeszkadzać w uwiądzie. Ongiś, przed wojną była tam restauracja, i dziś także
z pewnością nie narzekałaby raczej na brak klientów (wszak miasto rozrosło się
kilkakrotnie, sama wieża zaś nie) gdyby na powrót zaistniała w tym uroczym,
choć niewiarygodnie zaniedbanym miejscu.
Powinna tutaj powstać Esplanada- luksusowy park na sztucznym
wzniesieniu, pełen rzeźb i fontann, a teren ten winien zostać podsypany w górę
i otoczony murem oporowym zakończonym balustradą, z której roztaczałby się
zapierający dech w piersiach widok na całą okolicę. Tak wykorzystano pejzaż
jaki roztaczał się z niewielkiego wzniesienia nad brzegiem Mozeli we francuskim
Metz, gdzie ongiś mieszkałem- nad brzegiem rzeki zbudowano ekskluzywny park, pełen
fontann, kwiatów i rzeźb, który stał się ulubionym miejscem wypoczynku
mieszkańców tamtego miasta. W Zielonej Górze, gdzie „możliwości krajobrazu”
zapierają dech w piersiach o wiele bardziej, nikt jednak nie myśli by to
wykorzystać, by z takiego miejsca uczynić atrakcję turystyczną, którą każdy
przyjezdny musiałby odwiedzić, by rozkoszować się pięknem tego miejsca.
Podobnie po wieży widokowej na górze ze starą skocznią
narciarską w lesie koło dawnej Politechniki pozostał jedynie głęboki dół w ziemi,
choć tam także widoki są atrakcyjne. Na Górze Tatrzańskiej, na jej szczycie, ongiś podobno znajdowała się podobna kapliczka z czasów epidemii jaka stoi na os. Pomorskim, co by zresztą tłumaczyło fundamenty na wzgrórzu za wyciągiem narciarskim. Wieża widokowa na Górze Wilkanowskiej,
skąd również roztacza się zapierający dech w piersiach widok, również jest
zamknięta na cztery spusty, choć jest bardziej zadbana niż pozostałe. Wszystkie
te budowle winny mieścić restauracje, knajpy, bary, i stawać się celem
spacerów, wycieczek, „małej turystyki” weekendowej.
Niestety- dziś jedynym „punktem widokowym” jest teren niewielkiego
wzgórza przy Palmiarni. Moim zdaniem w ogóle cały ten komplet powinien zostać
przebudowany na rodzaj ogrodu botanicznego, którego wciąż brakuje w naszym
mieście mimo różnych zapisów w strategiach. Nikt bowiem nie zauważa, jak bardzo
brakuje w naszym mieście reprezentacyjnych i zrobionych z rozmachem parków. Ich
powstanie zwykle nie wymaga dużych funduszy, jest jednak pracochłonne, wymaga
poczucia estetyki i smaku, czego najwyraźniej brakuje rządzącym.
Bardzo zresztą przydałaby się podobna Esplanada w Krośnie,
gdzie stromy brzeg Odry tworzy znakomity punkt widokowy. Niestety- tutaj także
brak zdecydowanej wizji, rozmachu, podkreślenia unikalnego charakteru tego
miejsca, połączonego ze stworzeniem w tym pięknym miejscu knajpek ze stolikami
czekającymi na spragnionych spacerowiczów. Także podzielonogórskie Cigacice,
które przed wojną rozwijały „małą turystykę” opartą na licznych ongiś winnicach
(przez to miasteczko to zwało się „Kurortem Winogronowym”), kilku restauracjach
z widokiem na uroczą dolinę i samej rzece (wszak tutaj Odra przebiega najbliżej
miasta), dziś także zapomniały o wykorzystaniu unikalności tego swoistego
„przełomu Odry” który rzeka tutaj stworzyła. Niewiele osób wyprawia się tam na
spacery i weekendowe pikniki, brak jest też uwiecznionych na przedwojennych
fotografiach statków spacerowych na Odrze, a szkoda. Nieodkryta jest także
przepiękna panorama na Wał Zielonogórski, jaka roztacza się z rozłożonego na
skraju doliny Odry pobliskiego Górzykowa, przed wojną zwanego „Górnymi
Winnicami” (Oberweinberge).
Niestety- najwyraźniej my Polacy nie mamy tradycji
spacerowania, cieszenia się otoczeniem- inaczej bowiem staralibyśmy się w pełni
wykorzystać tutejsze pejzaże. Odzwierciedla to także nasz język. O ile
niemiecki pełen jest zwrotów określających różne warianty spacerowania i
przechadzania się, o tyle polszczyzna jest pod tym względem uboga. Ale dajmy naszym
współmieszkańcom szansę- stwórzmy kilka miejsc wypoczynku i relaksu dla Zielonogórzan,
wykorzystując w tym celu tutejsze wzgórza i pejzaże, jakie oferują je
odwiedzającym, i doprowadźmy je „na wysoki połysk”. Otwórzmy się na piękno
tutejszego krajobrazu, zadbajmy o nieliczne góry naszego miasta, stwórzmy z
nich lokalne atrakcje- wszak jest to jedna z unikalnych cech tworzących
tożsamość naszego miasta, o której najwyraźniej zupełnie zapomnieliśmy, lub
zapomnieli ci którzy za estetykę i tożsamość naszego miasta odpowiadają.
Posted by Adam Phoo
on 07:39.
Filed under
ekologia,
zielona góra
.
You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0