Gdy cytowałem dane o stanie motoryzacji w Warszawie (1189 samochodów osobowych na 1000 mieszkańców), zarzucono mi kłamstwo. Ale liczba ta wymieniana jest co najmniej w kilku niezależnych od siebie źródłach, m.in. w raporcie NIK, poświęconym drogom w dużych miastach, por. http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-drogach-w-duzych-miastach.html
Poniżej- budząca kontrowersje tabelka z raportu NIK.
Praca berlińskich uczonych z TU Berlin pozwala ulokować polskie miasta sprzed 2 tysięcy lat.
Fot. Polskie megalopolis, użytek mapy do celów edukacyjnych/naukowych, źródło:
Warszawa może mieć kilka nowych linii metra kosztem relatywnie niewielkim. Będzie to metro naziemne, wykorzystujące istniejącą sieć linii kolejowych wokół centrum miasta. Dlaczego dotychczas taki system komunikacyjny nie powstał? Brak jest „politycznego ciśnienia”, nikt nie rozumie że kolej w Warszawie mogłaby przewozić tyle samo pasażerów co system metra- ok. 300- 350 mln podróżnych rocznie. Te wielkości są możliwe, układ linii kolejowych na to pozwala, nie pozwalają jednak politycy. Nie są oni wręcz zainteresowani tym tematem.
Istnieją dwie satelity wokół Warszawy które mogłyby być połączone z Warszawą dobrej jakości transportem zbiorowym. Radzymin i Konstancin- Jeziorna. Do obu miast prowadzą tory kolejowe. Do Konstancina- Jeziornej prowadzi bocznica do elektrociepłowni. Już od ponad dekady proponowano wykorzystać ją w komunikacji podmiejskiej. Mimo kolejnych obietnic składanych przez kolejne garnitury polityków nic z tych zapowiedzi nie wynika. Temat „Metra II”, jak przed dekadą określiła ów schemat transportowy lokalna aktywistka, jest podbijany jak piłeczka przy okazji każdych kolejnych wyborów, bez większych rezultatów.
Czasem odwiedzam różne środowiska i podziwiam je za wytrwałość w niemocy. Niemocy zmienienia czegokolwiek w polskiej rzeczywistości, ba, niemocy nawet w przebiciu się z argumentami. Pozostał im często tylko Internet. Oglądam sobie wysiłki polskich liberałów, socjaldemokratów czy zielonych. To co z tego, że w innych krajach ideologie takie dominują w politycznym mainstreamie, mogą być publicznie wyrażone, ba, jeszcze są nagłośnione przez media. Polska to inny świat. Tutaj, być może z powodów wyznaniowych, a być może z powodu bratobójczej walki w innych środowiskach, konserwatyści dominują.
Polska jest obecnie krajem bez politycznej alternatywy dla partii rządzącej, i takie ruchy się nie pojawiają. Jest to problem braku bodźców ekonomicznych, czyniących sensownym angażowanie się w ruchy polityczne. Stan w którym na rynku politycznym wystąpiło zagrożenie monopolem jest niepokojący. Brak potencjalnego konkurenta na rynku (bo jest mało prawdopodobne by któryś z ruchów uzyskał poparcie pozwalające sformować rząd) to brak mechanizmów równowagi i kontroli- checks and balances, typowych przeciwwag zapewniających transparentność i jawność procesów decyzyjnych. Może przytaczanie zamierzchłych polityków mało wnosi do niniejszej analizy, ale jest pewna ekonomiczna logika w słowach klasyka, Johna Dalberga-Actona: „wszelka władza korumpuje, a władza władza absolutna korumpuje absolutnie”.
Otworzyłem rozkładany stolik w moim siedzeniu lotniczym i zabrałem się za pisanie. Pociąg hamuje tak mocno, że wbija mnie w fotel. Nie rozumiem, czemu nie mamy w Polsce takiej kolei. Czemu prawie w ogóle nie mamy kolei.
Stacja Stendal. Nasz rozpędzony do jakichś 200 km na godzinę pociąg Intercity zjechał nagle z nowocześnie wyglądającej linii kolejową na jakiś boczny zjazd. Nagle jedziemy zwykłymi torami wzdłuż zwykłej szosy. Wjeżdżamy na Stendal, stację węzłową, którą główna linia omija wielką niedawno zbudowaną obwodnica kolejową. Wjeżdżają na nią już tylko pociągi Intercity i wszystkie mniej ważne, a superekspresy objeżdżają ją bokiem.
Polska się diametralnie zmieniła, miasta takie jak ich gwałtownie się wyludniły z młodych elit emigrujących do wielkich metropolii, gdzie tętni życie kulturalne.
Tutaj zaś umieralnia, lokalna kultura to „konkurs na rysunek satyryczny” na temat lokalnego Dnia Jagody. Był skłot, aktywny na polu kultury i ściągający mnóstwo międzynarodowej renomy zespołów, ale właściciel zażyczył sobie udostępnienia zrujnowanego budynku, młodzież pokornie się wyniosła, nie tylko z budynku ale i z miasta. Lokalni artyści: muzycy, graficy, didżeje, malarze, rozjechali się po kraju i kontynencie.
Ernest Skalski pisząc o polskiej polityce lekceważy znaczenie systemu finansowania polityki w Polsce. Tkwimy tymczasem w systemie w którym 4 ruchy polityczne dotowane z budżetu dysponują środkami na kampanie wyborcze, a cała reszta- nie. Wyjątkiem jest tutaj Stronnictwo Demokratyczne, które może spieniężyć kilka kamienic- i tylko dlatego jest traktowane jako potencjalny gracz na polskim rynku politycznym oraz przyciąga zbiegów z innych partii.
W systemie demokratycznym partie mają mniej-więcej równe szanse. Nowopowstałe ruchy nie są dyskryminowane. Wzorem może być system finansowania polityki w RFN. System finansowania polityki z budżetu obowiązuje już na poziomie wyborów w landach. Wystarczy 5 tysięcy głosów w jednym tylko okręgu by zdobyć prawo do dotacji z budżetu i środki na rozwój. W Polsce, aby przekroczyć próg uprawniający do otrzymania wsparcia z budżetu, należy przekroczyć próg 3 % głosów, czyli zdobyć 490 tysięcy głosów w skali kraju (wg danych z wyborów roku 2000).
Miałem przyjemność być na imprezie z polskimi dziennikarzami, tymi z tytułów które szczycą się obroną wartości demokratycznych, i takoweż hasła wypisują na swoich sztandarach. „Ależ demokracja to rządy głupków” zawył około 2 nad ranem jeden z tego niby liberalnego i postępowego grona. A ja odniosłem wrażenie ze jako obrońca demokracji jestem w owym warszawskim towarzystwie dość odosobniony.
W Polsce nie wiem czy kiedykolwiek istniała demokracja. Jeśli popatrzymy wstecz, około roku 1993 czy 1992, okazuje się że w zasadzie „obrońcą demokracji” była Gazeta Wyborcza, która jak się bardzo wielu przekonało, bynajmniej nie jest ani nie była otwarta na wiele środowisk- czy to liberałów gospodarczych, czy to obyczajowych (naonczas temat homoseksualizmu był nie do pomyślenia) czy też wreszcie różnych odmian konserwatystów. Gazeta ta powstała zresztą dzięki przydziału papieru przez władze komunistyczne, była taką ”opozycją koncesjonowaną”.
Na ostatniej debacie o demokracji (we wtorek 21 kwietnia) pewien pan z „Jednoosobowej Partii Liberalnej” postawił tezę dość kontrowersyjną jak na środowisko domagające się innego systemu finansowania (kilkukrotnie niższych progów) dla partii politycznych. Otóż stwierdził on że w wielu takich środowiskach politycznych nie ma pewnej krytycznej ilości zdeterminowanych osób po osiągnięciu której partia jest tak duża że jest w stanie zdobyć władzę. Nie macie 100 zdeterminowanych osób- powiedział to w twarz siedzących wokół niego przedstawicieli różnych pozaparlamentarnych ruchów politycznych.
Ostatnia debata o demokracji ujawniła wiele ciekawych faktów. Oto PO przymierza się do stworzenia w ramach istniejącej ordynacji wyborczej tzw. okręgów trzymandatowych. Grzegorz Schetyna ma podobno odpowiadać za ów program tworzony przez jego MSWiA. Okręgi mają być tak skonstruowane, by zdobywano z nich po trzy mandaty. W ten sposób pozbytoby się np. wpływu mniejszości wyznaniowych i w ogóle możliwości budowy przez te grupy ich własnego środowiska politycznego.
Pojawiły się opinie iż próg 5 % rzekomo uprawniający do zdobycia mandatu jest w praktyce fikcją. Aby uzyskać mandat z typowego okręgu należy uzyskać po kilkanaście procent poparcia, nierzadko 20- 30 %. Dopiero silna pozycja w danym okręgu, ba, silna pozycja w szeregu okręgów może się przełożyć na ów mniejszościowy wynik 5 % w skali całego kraju.
Opcja na ‘lewo od PO’, czyli centrowa, liberalna i socjaldemokratyczna to w polskiej polityce siedlisko kanapowych partii i partyjek, w ogóle nierozeznanych w polityce. To jakieś naiwne mrzonki marzycieli, to brak profesjonalizmu i zwykłej wiedzy, którą można nabrać choćby z uczestnictwa w polskiej blogosferze i kontemplowania wielkości coponiektórych środowisk.
Ci ludzie, zamknięci w swoich wieżach z kości słoniowej, nie mają większej styczności z realem. Niektóre ruchy są malutkie, działa w nich ledwie kilkanaście osób, ale są prowadzone przez osoby tak zadzierające nosa, że aż rysują nim sufity.
W jednym z tygodników aspirujących do miana pisma inteligentów opublikowano Dziesięć przykazań ekologicznych”. Wyłączaj żarówki gdy nie są ci potrzebne, wymień uszczelki wkranach żeby nie marnować wody, i takie tam. Ale najważniejszego przykazania nieopublikowano. A szkoda.
Jakie jest to najważniejsze przykazanie ekologiczne? Jak najmniej kupuj! Nie kupuj rzeczy niepotrzebnych. Zastanów się czy to, co chcesz kupić, jest ci naprawdępotrzebne. Pomyśl, że piętnasta para butów, ósma kurteczka, pięćdziesiąta koszulka – to kawałki planety. To wydarte kawałki życia. Oczywiście tego przykazania żadne pismo nie opublikuje, bo z dnia na dzień straciłoby reklamodawców i tym samym zniknęłoby z powierzchni ziemi zmiecione skuteczniej niż przez tajfun. Co miałoby zresztą pozytywny ekologicznie skutek - oszczędziłoby trochę papieru i farby. Z czego wynika kolejne przykazanie ekologiczne: nie kupuj tygodników.
Przed poprzednimi wyborami dla jednego z ruchów przygotowałem plan transportowy dla Mazowsza i Warszawy. Oczywiście wybory wygrywa nie ten, kto ma lepszych doradców, ale ten, kto ma pieniądze na dotarcie do wyborców ze swoim programem, co jest drogie (koszt ok. kilkudziesięciu groszy na jednego wyborcę, co w skali dużego województwa wyrasta do 2-3 mln PLN). Wynik więc jest znany- tajemnicą poliszynela jest ze kampanie do samorządu wojewódzkiego 4 dominujące partie finansują z dotacji z budżetu państwa (kilka do kilkadziesiąt mln rocznie). Przykry jest brak demokracji- wiele ciekawych rozwiązań mogłoby poprawić egzystencję ludności i umożliwić dyfuzję rozwoju z centrum do regionu.
Suburbanizacja, często nazywana opuchnięciem miast, urbanizacją rozlewającą się albo urban sprawl to proces rozlewania się miast w większe obszary mniej intensywnej urbanizacji z równoczesnym definitywnym przemieszczeniem się aktywności ekonomicznej z centrum miasta na jego peryferie. Proces ten rozpoczął się w II połowie XIX wieku wraz z rozwojem transportu szynowego, który umożliwił zmniejszenie kosztów transportu do poziomu umożliwiającego migrację z centrum miasta na lokalizacje podmiejskie, gdzie cena gruntów jest znacznie tańsza niż w centrach miast. W latach 1850- 1920, wraz z upowszechnieniem się tego rodzaju komunikacji powstały pierwsze przedmieścia narosłe wokół systemów komunikacji szynowej. Liczyły one najczęściej 5-6 tysięcy mieszkańców i były naturalnie ograniczone odległością od stacji kolejowej lub przystanku tramwaju, pokonywaną najczęściej pieszo.
Wraz z gwałtownym rozwojem motoryzacji w Polsce w ciągu ostatniego dwudziestolecia pojawiły się dość poważne problemy wywołane przez rozwój tego środka transportu. Długofalową zmianą jaką powoduje niekontrolowany rozwój tej gałęzi transportu to problemem suburbanizacji, rozprzestrzeniania się miast.
Fot. Motoryzacja masowa w Utah, w USA, cc wikimedia
Co się obecnie dzieje z miastami? Zaczynają się nadnaturalnie powiększać, możnaby powiedzieć że "pęcznieją" w wyniku powstawania nowych aktywności na jego obrzeżach. Tracą ludzką skalę, w pewnym momencie takie rozrzedzone miasto staje się niemożliwe do pokonania piechotą. Czy widać pieszych na przedmieściach? Nie. Ponieważ odległości są tu zbyt duże, a obsługa komunikacją zbiorową niewystarczająca z uwagi na niskie potoki pasażerskie.
Jako ekonomista miast i regionów z zaciekawieniem obserwowałem debatę nad rozwojem Rzeszowa. Widać było wielkomiejskie aspiracje. Warto je przekuć w czyn, bo demograficznie Rzeszów może być aglomeracją. Może, ale nie musi. Aby to się spełniło, potrzeba przede wszystkim jednej rzeczy- sprawnego systemu taniego transportu, dzięki któremu taka aglomeracja ma szansę powstać. Na razie sprawę blokuje pewna postkomunistyczna struktura, i nie widać by władze regionu zechciały to zmienić. W Rzeszowie ściera się przywieziona przez emigrantów ze Stanów Zjednoczonych wizja miast- suburbiów, tych niekończących się przedmieść pokrytych siecią ulic, miast w których funkcje centrum spełnia galeria handlowa gdzieś na przedmieściach. Ta wizja, traktowana jako normalny efekt rozwoju miast, ściera się z tradycją współczesnych miast europejskich. Te miasta, w przeciwieństwie do bazujacych niemal wyłącznie na samochodzie osobowym miast amerykańskich, mają żywe, pełne kultury, pełne życia centra, ulice pełne przechodniów których nie dostrzeżemy na dostosowanych dla skali samochodu układach ulic miast amerykańskich.
Moja propozycja przedłużenia sieci metra- po torze technicznym. Koszty niewielkie, a dodatkowo odciążenie zakorkowanej Puławskiej.
Od około 2000 roku walczymy o ocalenie tej linii kolejowej będącej unikalną w skali kraju koleją miejską, pozostałością zlikwidowanej podmiejskiej trasy do Szprotawy. Niestety, Gazeta Wyborcza dodatek zielonogórski przeprowadziła ogromną akcję na rzecz rozbiórki linii cenzurując wszelkie argumenty przeciwników. Słowem nie wspomnieli o rozlicznych propozycjach reaktywacji linii.
Zdjęcia: Michał, Marcin, materiały fotograficzne cc wikimedia, PTTKraj. i M. Toporowicza
Link bezpośredni do filmu.
http://www.youtube.com/watch?v=Z0f4iCrEkks
Szanowni Państwo,
Pisali Państwo jakiś czas temu tekst „Świeża krew?” o finansowaniu partii politycznych. Jako winę braku nowych ruchów podali Państwo: „Dla wyborców jest więc oczywiste, że na razie na politycznym rynku nie pojawiła się nowa, atrakcyjna i oryginalna oferta. I nie pieniądze są tutaj winne.”
Pisali Państwo też: „LPR i Samoobrona weszły na polityczne salony, nie mając grosza przy duszy. A potem, gdy już zyskały prawo do atrakcyjnych budżetowych subwencji, przegrały wybory z kretesem”.
Państwo nie rozumieją pewnych rzeczy, dla kogoś chcącego dokonać zmian w tym kraju, oczywistych. Rozliczne ruchy polityczne, a przyznam się tkwić w kilku, nie mają pieniędzy na ulotki i ich kolportaż, na wydawanie własnych czasopism propagujących dane idee. Jest to działalność do której trzeba dokładać. Ja sam zaniedbuję pracę, tracę moje prywatne pieniądze pisząc list do Państwa.
W innych krajach tak nie jest. Na rozlicznych spotkaniach dystrybuujemy ulotki pokazujące liczbę beneficjentów subwencji dla partii politycznych w Polsce i w RFN. W Polsce jest to bodaj 4 czy 5 komitetów wyborczych, w RFN- aż 20.
Socjolodzy, proszę Państwa, badają przyczyny dla których ludzie zajmują się działalnością polityczną. Obawiam się że te powody nie są warte ani 0,6 mln (roczna egzystencja kanapowej partii), ani 3,4 mln (partia-minimum), ani 6 mln PLN (już partia). A proszę sobie policzyć koszty wydruku ulotek z programem, ulotek dla kandydatów, ich kolportażu, wydrukowania bezpłatnych gazetek do rozdawania, warsztatów z retoryki i erystyki, przygotowania stron internetowych, biur, spotów etc. Koszty prac ekonomistów pracujących nad programem gospodarczym.
Sam jestem ekonomistą, ale przenigdy bym się nie zabrał za pisanie reformy np. otwierającej rynek gazu dla konkurencji na tej sieci. Proszę mnie łaskawie poinformować, jak ja mając w kasie składki np. stu osób jestem w stanie w ogóle zaistnieć na rynku? To starczy na biuro, ale nie na konkurowanie z kimś mającym 100 mln dotacji na kampanię.
Państwo jako gazeta są gazetą anty-ekonomiczną i nie rozumieją, do czego dochodzi w wypadku braku konkurencji na rynku. Spada jakość oferowanych towarów i usług przede wszystkim. To świetnie widać w polskiej polityce, która niemal nie czerpie z wiedzy zewnętrznych ekspertów, konsultantów, bo nie musi- liczba partii jest ściśle ograniczona, mają one swoje nawyki. Nie mając konkurencji z zewnątrz, nie muszą one konkurować jakościowo starając się np. rządzić w oparciu o wiedzę naukową (której w Polsce zresztą niemal nie ma- vide pozycja polskich uczelni w rankingach).
Co do LPR-u i jego sukcesu „bez dotacji”, to Pan Strzembosz z Prawicy Rzeczpospolitej opowiadał podczas „Spotkań Liberałów” na temat finansowania partii politycznych, jak to pewien dziennikarz telewizyjny, p. Nomejko, miał za pomocą promowania tego ugrupowania w mediach publicznych obalić rząd AWS-UW. Wg p. Strzembosza popularność Samoobrony była pochodną wykorzystania tego ruchu przez opcję kontrolującą TVP do obalenia rządów AWS-UW.
Zaś LPR, podawany jako inny przykład awansu, miał po prostu dostęp do mediów katolickich, czego ruchy np. liberalne czy socjaldemokratyczne nie mają. Zresztą pół roku temu zdaje się ten sam ruch w sondażach uzyskał kilka procent poparcia tylko dlatego że partia ta była stale obecne i stale zapraszana do TVP. Inne ruchy pozaparlamentarne zapraszane nie są.
Ludzie aktywni społecznie, proszę Państwa, z tego co zauważam to nawet nie silą się na zajmowanie się działalnością polityczną, znają bowiem zasady finansowania partii politycznych, powodujące że nowopowstające ruchy są bez szans przy takiej konkurencji. To jest oczywiście wypaczenie idei wolnego rynku i równości podmiotów wobec prawa, nie występujące np. w RFN. I co z tego? Do Trybunału Konstytucyjnego obawiam się że nie mamy nawet prawa tego zaskarżyć (co jest kolejną kpiną z demokracji nie dającej prawa do sądu).
Metoda to albo znieść dofinansowanie partii w ogóle, co wyrówna szanse nowych partii ze starymi, albo uzależnić je od liczby głosów obniżając progi tak jak w RFN (chyba kilka tysięcy). W wielu krajach normą jest rozsyłanie ulotek partii i kandydatów do wyborców w danym okręgu za darmo. Do tego represyjna ordynacja wyborcza umożliwiła ludności kraju w 2007 roku wystawienie 7 list ogólnopolskich. W ostatnich wyborach do Bundestagu w RFN ludność miała prawo wystawić aż 27 list.
Jest mi niezmiernie przykro że Państwa gazeta broni status-quo jak ongiś za komunizmu czyniły to gazety reżimowe. Nawet „Dziennik” w tym temacie kilka razy napisał całkiem otwarcie. Demokracja nie gryzie, a ja ciekaw jestem czy możliwy jest jeszcze gorszy system od obecnego gdzie nie pamiętam dokładnie ale chyba 20 % PKB, co, jak słyszałem, ale nie sprawdzałem, miało być największa wielkością na świecie, idzie na transfery społeczne. Być może zresztą o taki system Państwu idzie i są zeń Państwo zadowoleni.
Z wyrazami szacunku,
adam
Literatura, źródła:
Wykaz dofinansowywanych partii w RFN: http://www.bundestag.de/bundestag/aufgaben/weitereaufgaben/parteienfinanzierung/festsetz_staatl_mittel/finanz_08.pdf
D. Wielowiejska „Świeża krew?”, link: http://wyborcza.pl/1,75515,6546656,Swieza_krew__Czy_nowe_partie_maja_szanse_na_Sejm_.html
Lista partii biorących udział w wyborach do Bundestagu w 2009 r.
http://de.wikipedia.org/wiki/Bundestagswahl_2009#Parteien
Program gospodarczy frakcji liberalnej partii Zieloni 2004 (istniejącej do kwietnia 2010)
Rozwój z absolutnym poszanowaniem Natury
Liberalni Zieloni uważają, iż przetrwale do chwili obecnej obszary niezniszczonej natury są już na ogól tak niewielkie i tak bardzo skromne, że konieczna jest ich zdecydowana ochrona by przetrwaly one dla przyszlych pokolen nie tylko jako wspomnienie. W swej polityce gopodarczej Zieloni dążyć będą do rozwoju gospodarczego nie szkodzącego środowisku naturalnemu, którego ocalenie jest naczelnym zadaniem Zielonych.
Monopole i konkurencja w programie Liberalnych Zielonych
Konkurencja na rynku jest najlepszym gwarantem ochrony praw konsumentów przed nadużyciami ze strony korporacji. Jest ponadto jedynym niepodważalnie udowodnionym naukowo sposobem na latwą i znaczną poprawę sytuacji konsumentów.
Zieloni utrzymaja monopole tylko tam gdzie jest to ekonomicznie uzasadnione (poprzez ronące korzyści skali). Monopolami pozostaną np. sieci infrastrukturalne (gazowe, telekomunikacyjne, elektryczne, linie kolejowe, wodociągi) ale juz dla dzialalności na tych sieciach bedziemy w interesie konsumenta dazyli do zastosowania praw konkurencji. Będziemy w interesie ogolu konsumentów otwierac dotad zmonopolizowane rynki na dzialanie tych prostych praw ekonomicznych.
Prywatyzacja w programie Liberalnych Zielonych
Zieloni są za prywatyzacją, (własność prywatna może przynieść korzyści poprawiając efektywność podmiotów gospodarczych w porównaniu do własności publicznej), ale tylko wtedy gdy przeprowadzona jest ona w interesie społecznym. Nie zgadzamy się z tymi ekonomistami którzy dążą do prywatyzacji nawet za cenę stworzenia nieefektywnych struktur rynkowych.
Dotychczasowa praktyka gospodarcza Polski pokazuje, iż w imię doraźnych wpływów budżetowych prywatyzuje się przedsiębiorstwa o pozycji monopolistycznej tworząc prywatne monopole mimo że to jest ewidentnie szkodliwe dla interesów społeczeństwa (casus Telekomunikacji Polskiej S.A. lub Orlenu). Pokazuje to, że źle przeprowadzona prywatyzacja połączona z brakiem odpowiedniej regulacji rynku i przeciwdziałaniu zbierania renty monopolisty prowadzi do sytuacji szkodliwej dla klientów.
Zieloni deklarują się za prywatyzacją w interesie społecznym, która nie dopuszcza do powstawania monopoli w wyniku procesów prywatyzacyjnych, nawet jeśli ma to oznaczać początkowo mniejsze wpływy do budżetu. Zieloni będą dążyli do tego, by w wyniku procesów prywatyzacyjnych poprawie ulegał stan środowiska.
Zieloni akceptują tworzenie w wyniku prywatyzacji dużych grup kapitałowych tylko wtedy gdy dany rynek jest w pełni konkurencyjny (lub jest kontestowalny, a koszty utopione, bariery wejścia i wyjścia z rynku są minimalne). Polityką Zielonych będzie bezwzględnie zastosowanie mechanizmu konkurencji we wszystkich możliwych przypadkach w celu ochrony interesów konsumentów.
Moi drodzy,
Ostatnio nieco pojeździłem po świecie, odwiedzając też kraje które wydawałyby się mniej wolne od Polski. Tymczasem to nasz kraj okazał się mrocznym, ciemnym, przerażającym reżimem. Miotanym korupcją o jakiej w krajach Ameryki Łacińskiej nikomu się nie śniło.
W byle dziurze jest kilka razy więcej analogowych stacji telewizyjnych niż jest nadawanych w Polsce. Technika pozwala na nadawanie 12 kanałów ogólnokrajowych, a nadawane są 3. Dodatkowo w części kraju dostępny jest dalszy kanał, w rzadkich wypadkach dostępnych jest 5 kanałów. To wg mnie przykład miliardowej korupcji napychającej kabzę Polsatowi i TVN-owi. Mimo że są już niketóre nadajniki cyfrowe, to sieć cyfrowa nie ruszyla, a ma 4-ro do 16-krotnie większa pojemność.
Tabloidy stoją na lepszym poziomie wydawniczym i piszą mniejsze brednie niż polskie „gazety opinii” w stylu Wybiórczej (notabene subwencjonowanej przez rząd, jak ujawniły ostatnie przecieki umów).
W Polsce w ogóle nie ma podstaw demokracji, obawiam się. Wide content mediów, otwarcie się tych mediów na inne pokolenia (wg mnie uprawiają spisek gerontów, jest w nich nieobecna połowa Polaków, bo tyle osób liczy sobie poniżej 35 lat).
Jako partia nie upominamy się o zmianę mechanizmu finansowania polityki w Polsce. Powinniśmy dopominać się o system niemiecki. Nie wiem dlaczego, ale w tym temacie nie udało mi się pozyskać wsparcia zarządu partii. Podobno finansowanie mniejszych partii wzmocni neonazistów- tyle mówi głos osób które określiłbym jako zielonych totalitarystów.
A taka jest polityka w Eur. Środk. Wsch.- neonaziści kontra Zieloni. Ucieczka od polityki i siedzenie cicho pod miotłą w reżimie wg mnie nic nie zmienia. Tylko dyskusja może coś zmieniać. A nie zgarnianie tych problemów pod dywan.