Religia a prawa ekonomii


Jak podaje witryna mojego uniwersytetu, główne religie w Wielkiej Brytanii to: Chrześcijaństwo, Sikhizm, Buddyzm, Hinduizm, Islam, Rastafarianizm, Judaizm. Jednakże wnikajac głębiej w plechę mojego brytyjskiego miasta odkrywam ogromną mnogość wyznań i religii, które nawet nie wiem jak się nazywają. W odległości jakiś 500 metrów od mojego domu jest co najmniej 5 kościołów najrozmaitszych grup wyznaniowych, głównie wywodzących się z chrześcijaństwa. Ponadto pełno świątyń wyznań, których nazw nie sposób odszyfrować.

Z jednej strony trudno się temu dziwić- koło mojej uczelni znajdują się kościoły w odstępach co kilkaset metrów, i jest to pozostałość po dawniejszej strukturze wyznań, kiedy to ludzie generalnie byli bardziej wierzący i istniała potrzeba budowy licznych kościołów dla wiernych różnych wyznań. Rosnąca laicyzacja społeczeństwa, „sztywny” i tradycyjny model działalności organizacji kościelnych oraz często druzgocząca krytyka w mediach stanowska Kościołów w wielu kwestiach społecznych doprowadziły do sytuacji, w której wiernych ubyło.
Przestały być potrzebne ogromne gmachy kościołów- te, jeśli niewykorzystane dla innych celów, często stoją puste, pobazgrane napisami i otoczone chwastami. Często aż trudno się dziwić powodom dla których odwiedziny kościoła przestały być normą. Ja codziennie w drodze na uczelnię skracam sobie drogę przez teren pobliskiego kościoła. Gotycka, ogromna i poważna świątynia, otoczona gęstym cmentarzyskiem zarośniętych chwastami nagrobków, robi wrażenie wyjętej z horroru. Na planszy pokazującej godziny dawnych nabożeństw ktoś wielkimi literami napisał „peace”- pokój.
Ale w koło tej świątyni są inne, dość żywe kościoły. Małe, niewielkie sale, mieszczące również szkółki niedzielne, chórki gospel. Kościół stał się sposobem spędzania wolnego czasu, wspólnego śpiewania, i czymś czynionym raczej w małym gronie. Kościoły różnych wyznań, których jest wiele, są niewielkie, na 30- 40 osób. Niekiedy są wprost obok siebie, jak to ma miejsce koło mojego domu. Ekonomiści określają ten fenomen mianem customizingu- wyrabiania się klienta, który poszukuje wspólnot religijnych coraz lepiej mu odpowiadających.
Te wspólnoty często stawiają na fun, zabawę, co ma odciągnąć potencjalnych wiernych od innych na ogół rozrywkowych dziedzin życia. Popularne są chóry gospel, śpiewające radosne i żarliwe pieśni o Bogu. Na niektórych kościołach wręcz wiszą wielkie informacje o odbywających się w środku festiwalach chórów gospel, mających przyciągnąć nowych wiernych, i jest to główną formą ich reklamy. Niemalże na wszystkich kościołach widnieją szyldy: „Everybody welcome”- zapraszamy każdego, a drzwi stoją zwykle otworem. Niekiedy na chodnik przed kościół wystawiony jest nawet stojak z reklamą, informujący o możliwości uczestnictwa. Kościoły obrosły klubami, kawiarenkami etc. Niekiedy dla wiernych dostępny jest drobny poczęstunek etc.
Spore znaczenie mają też ruchy religijnopodobne. Najpopularniejszy, szczególnie wsród tutejszej młodzieży to chyba ruch Rastafari, który przywędrował do Wielkiej Brytanii z Jamajki wraz z imigrantami i ich muzyką. Jest on określany jako ruch „duchowej świadomości” i nie posiada w swym głównym nurcie żadnych formalnych struktur, miejsc modlitwy ani liderów. Nie ma on wyznania wiary, nie ustalono nawet w co należy wierzyć i kwestia ta pozostaje otwarta, wobec czego osoba określająca siebie jako rasta może wierzyć w coś innego niż inni rasta, choć jest pewna cecha wspólna- wiara w Boga.
Jest to przede wszystkim styl życia, ze szczegółowymi zasadami ubioru, żywienia się, a nawet fryzury opartymi na dość dosłownie interpretowanym Starym Testamencie. Wiele kontrowersji budzi palenie marihuany (na którego poparcie rastamani rzucają cytatami z Biblii, oraz dosłownym tłumaczeniem biblijnego słowa „kanehbosm”). To właśnie z tej „parareligii” wzięła się ogromna moda na ten narkotyk miękki. Wiele emocji budzą też kuriozalne procesy, jakie rastamani, opierajac się na konstytucyjnej wolności wyznania, wytaczają krajom które przynajmniej częściowo go nie zalegalizowały. Jakiś efekt to miało- w Wielkiej Brytanii rastamani mogą dziś legalnie kupić nasiona „narkotycznych” odmian tej rośliny, i raczej wcale nie ukrywają się z paleniem zioła.
Wizyta na imprezie rastafariańskiej, np. uroczystych obchodach rocznicy urodzin cesarza Ras Tafari (czczonego przez rastafarian, głosił on że pokój na świecie zapanuje wówczas gdy kolor ludzkiej skóry będzie miał takie samo znaczenie jak kolor oczu), jest czymś bardzo przyjemnym. Tutaj jest dobra muzyka, stoły uginają się od bezpłatnego wegańskiego jedzenia i owoców, i w ogóle nie ma jakiejkolwiek przemocy ani przymusu. Rastafarianie przybyli na uroczystość całymi rodzinami, z przezabawnymi dziećmi, mającymi naturalnie wielkie grzywy chodowanych od małego dredów.
To na takiej imprezie w zeszłym tygodniu, która miała miejsce 20 minut od miejsca gdzie mieszkam, po raz pierwszy zapragnąłem mieć dziecko, zainspirowany mistycyzmem i jakąś niewinnością rastafariańskich dzieci, ubranych w białe ubranka z naturalnych włókien i półprzezroczyste turbany w etiopskie wzory albo pękate czapki. Także tutaj widać coś czego w Polsce niemal nie ma- ojców przychodzących na imprezy z synami.
Religia – pojęta nie tylko jako obrzęd, ale przede wszystkim jako styl życia, stała się wesoła i przyjemna, pełna muzyki i radości. Muzyka, czy to gospel, czy reggae, jest zwykle o Bogu, i wcale nie jest specjalnie wzniosła. Jest muzyką do jednoczenia się w zabawie, do radowania się. Zgadza się, nawet ona się wyczerpuje, zmienia swą formę, ewaluuje. Ale czy jest ona płytka? Chyba nie za bardzo, zważywszy na jej efekty w brytyjskim społeczeństwie i na zwykle przykładny sposób życia ich wyznawców.
Natomiast religia podawana w wersji mniej wesołej, albo nawet ponurej, staje się ciężko strawna, szczególnie w zestawieniu z uciechami codziennego życia. Na ulicach brytyjskich miast znaleźć można zasuszonych kaznodziejów, podonych w swych zachowaniach do filmowych egzorcystów, grożących przechodniom ogniem piekielnym z napisów na rozstawionych tablicach, i raczej używających innych argumentów niz miłość Boga. Oni mówią raczej o piekle, swądzie siarki i spaleniźnie. Przechodnie raczej przyspieszają kroku. Podobnie jak przechodząc koło niektórych otoczonych nagrobkami ponurych kościołów, wyglądających jak miejsca kultu śmierci, a nie życia.

