Czy Wyborcza wygra z torami kolei miejskiej?
W Zielonej Górze pod ideowym przywództwem "Gazety Wyborczej" rozbiera się przedwojenny szybki tramwaj tudzież kolejkę miejską. Dziennikarzom wydaje się ze jest to jedyna metoda na stworzenie w mieście ścieżki rowerowej. Tymczasem naokoło jest gęsta sieć dróg, wystarczy inżynier ruchu który pozmienia organizację, wygospodaruje pas z ulicy pod rowery, oczywiście wycinając gdzieniegdzie ruch samochodowy i zamieniając niektóre ulice w jednokierunkowe. To samo, tylko że bez marnowania infrastruktury szynowej wartej kilkaset mln PLN.
Fot. Tory kolejki miejskiej w Zielonej Górze- do 1946 roku kursowały tu składy pasażerskie.
Ale nie, my wiemy lepiej, i jeszcze zazielenimy nasze progi. Ekolodzy starszej daty nieodmiennie wskazują w książki. Likwidacja torowiska prowadzącego z położonego peryferyjnie dworca do największych osiedli mieszkaniowych miasta w przyszłości uniemożliwi renesans kolei. Ożywienie kolei w Zielonej Górze, gdzie kolej dokumentnie i ewidentnie zdechła, straciwszy 90 % klientów na rzecz kursujących co 15 -30 minut linii podmiejskich, zostanie skutecznie przekreślone przez gazetę i jej wielką akcję przepychania swojego zdania i cenzurowania krytyków. Dość skutecznie ocenzurowali nas- przeciwników rozbiórki torów.
Na zachodzie Europy kolej kursuje tak często jak autobusy, co kilka-kilkanaście minut, na liniach podmiejskich co 20-30 minut. Z takimi częstotliwościami kolej funkcjonuje nawet wokół mniejszych miast. W Polsce, dzięki monopolowi wiecznie żywych PKP i ich wcieleń pośmiertnych, kursuje kolej-widmo. Ile osób pojedzie w pociągu kursującym co 3 czy 4 godziny jeśli mają autobus co 15 czy 20 minut? Kolej wokół Zielonej Góry to już tylko plenerowe mauzoleum dawnej świetności. Pociągi-widma potrafią w szczycie wozić po 10- 15 osób. Oczywiście nikt nie policzył, o ile mniejsze są wpływy z biletów gdy pociągi nie docierają torami do największych dzielnic miasta, a kończą na położonym na uboczu centrum dworcu.
Dziennikarze jednej z gazet wiedzą najlepiej. Aha, i mają jeszcze swój nakład. Obawiam się, że ich pogląd zwycięży. Tramwaje w Europie dziś likwiduje się jedynie w Rosji i w Polsce. Europa Zachodnia wciąż obfituje w kolejne nowe systemy. Może dlatego, że oprócz traktowanych z przymrożeniem oka bulwarówek ma normalne media, których wciąż nie dorobiliśmy się w Polsce.
Fot. Tory kolejki miejskiej w Zielonej Górze- do 1946 roku kursowały tu składy pasażerskie.
Ale nie, my wiemy lepiej, i jeszcze zazielenimy nasze progi. Ekolodzy starszej daty nieodmiennie wskazują w książki. Likwidacja torowiska prowadzącego z położonego peryferyjnie dworca do największych osiedli mieszkaniowych miasta w przyszłości uniemożliwi renesans kolei. Ożywienie kolei w Zielonej Górze, gdzie kolej dokumentnie i ewidentnie zdechła, straciwszy 90 % klientów na rzecz kursujących co 15 -30 minut linii podmiejskich, zostanie skutecznie przekreślone przez gazetę i jej wielką akcję przepychania swojego zdania i cenzurowania krytyków. Dość skutecznie ocenzurowali nas- przeciwników rozbiórki torów.
Na zachodzie Europy kolej kursuje tak często jak autobusy, co kilka-kilkanaście minut, na liniach podmiejskich co 20-30 minut. Z takimi częstotliwościami kolej funkcjonuje nawet wokół mniejszych miast. W Polsce, dzięki monopolowi wiecznie żywych PKP i ich wcieleń pośmiertnych, kursuje kolej-widmo. Ile osób pojedzie w pociągu kursującym co 3 czy 4 godziny jeśli mają autobus co 15 czy 20 minut? Kolej wokół Zielonej Góry to już tylko plenerowe mauzoleum dawnej świetności. Pociągi-widma potrafią w szczycie wozić po 10- 15 osób. Oczywiście nikt nie policzył, o ile mniejsze są wpływy z biletów gdy pociągi nie docierają torami do największych dzielnic miasta, a kończą na położonym na uboczu centrum dworcu.
Dziennikarze jednej z gazet wiedzą najlepiej. Aha, i mają jeszcze swój nakład. Obawiam się, że ich pogląd zwycięży. Tramwaje w Europie dziś likwiduje się jedynie w Rosji i w Polsce. Europa Zachodnia wciąż obfituje w kolejne nowe systemy. Może dlatego, że oprócz traktowanych z przymrożeniem oka bulwarówek ma normalne media, których wciąż nie dorobiliśmy się w Polsce.