Liberte

Lista działów


Informacje Eko i Zielone

Azrael

Zielone Wiadomości

Tłumacz/ Translate

Polskaliberalna.net - Merkuryusz Polski - Wybory prezydenckie 2010 od kuchni!

Ecoportal.com.pl

Ekopolityka w prasie

Antymatrix- Edwin Bendyk

Indymedia Polska

Mama Ziemia

ZielonyDziennik.pl

Ekologia.pl: Wiadomości

Partia Ochrony Zwierząt

ECOWAWA.PL

ekologia – wiadomości

Zielona Warszawa

Racjonalista.pl

Krytyka Polityczna

Lewica.pl - wiadomości z Polski

strasznasztuka

Dzień bez Samochodu jest zawsze klapą w kraju bez transportu zbiorowego


Dlaczego Dzień bez Samochodu (obchodzony wczoraj) nigdy się w Polsce nie udaje? Ponieważ nie mamy już transportu zbiorowego- brzmi jedna z odpowiedzi. Spojrzenie w statystyki pokazuje że od czasu upadku komunizmu w autobusach, tramwajach i pociągach pozostał jedynie co czwarty podróżny. A zresztą- transport zbiorowy to wciąż w Polsce oaza komunizmu, tego minionego systemu. Tutaj wciąż rządzi miniony system, kontakty towarzyskie i nieformalne są ważniejsze niż kwalifikacje, pasażer jest nieistotny. Kolejami czy autobusami nierzadko rządzą związki zawodowe, jak np. w przypadku Kielc, gdzie związkowcy dostali monopol na wożenie pasażerów komunikacji miejskiej starymi rzęchami. Wstawił się za nimi lokalny biskup. A państwowymi PKP nierzadko rządzili związkowcy. Inne związki zawodowe rządzą na PKP gdy rządzi PiS, inne gdy do władzy dochodzi SLD.



W Polsce jest tylko kilkanaście obszarów gdzie poprawnie działa transport zbiorowy i oferuje ofertę na poziomie krajów Europy Zachodniej. Ale większość kraju jest transportowa białą plamą. Kolej- widmo kursuje co kilka godzin, kursują znane z Azji czy Ameryki Łacińskiej bezrozkładowe minibusy znane jedynie miejscowym mieszkańcom, odjeżdżające z tymczasowego „dworca na zapleczu” czy innych przypadkowych miejsc.

Czechy czy byłe DDR-y to transportowa Europa. Wystarczy przejechać granicę na Odrze i Nysie by z kraju w którym pociągi osobowe kursują dosłownie 3 razy w ciągu dnia (jak np. na linii Rzepin- Frankfurt nad Odrą) trafić do kraju gdzie pociągi odchodzą w danym kierunku co 30 minut, jak np. na linii Frankfurt nad Odrą- Magdeburg. Tam zaczyna się świat prywatnych kolei, oferujących tzw. „clockface timetable” czyli rozkład jazdy ze stałymi częstotliwościami kursowania, np. równo co godzinę. Im dalej ku sedna gęstozaludnionego „Europejskiego Banana”, tym lepsze koleje, tramwaje, autobusy. W Wielkiej Brytanii prowadzone są różne transportowe eksperymenty, np. W wielu miastach na tej samej linii konkuruje dwóch różnych przewoźników wydzierających sobie podróżnych z trasy i zbierających ich z chodników pomiędzy przystankami.

Gdy pytałem się jednego z ekonomistów o stan transportu zbiorowego w Polsce, ten odpowiedział że politycy mają go tak niezwykle głęboko w dupie, że nikt nawet niczego nie mierzy. Podstawową miarą jest podział intermodalny- ile osób podróżuje samochodami osobowymi, a ile transportem publicznym czy lotnictwem. W Polsce nie wiadomo nawet ile osób podróżuje samochodami osobowymi, owe dane są nieznane. Największy odsetek korzystających z komunikacji publicznej jest w Hong-Kongu, gdzie jest to ponad 60 % ludności, a drogi są płatne. Na przeciwnym biegunie stoją miasta w USA, gdzie przez lata dotowano budowę dróg, i liczba pasażerów komunikacji zbiorowej w kilku milionowych miastach sięga jedynie 0,5 %!

W Polsce tych danych nawet nie znamy. Inne przykłady na głębokość odbytu naszych polityków to np. fakt braku wspólnej wyszukiwarki połączeń transportem publicznym w naszym kraju- nie ma takiej w żadnym z regionów, podczas gdy od lat takie funkcjonują w Czechach ( www.jizdnirady.cz ), RFN, Szwecji czy Wielkiej Brytanii. Podobno w ministerstwie są rozmaite departamenty autostrad, transportu lotniczego, kolejowego, drogowego, a nie ma tego od transportu zbiorowego, bo przecież takiego w Polsce niemal już nie ma. O tym temacie się nie pisze, nie mówi. Transportu zbiorowego nie ma jako tematu medialnego, więc ginie też w rzeczywistości.

Może w opinii naszych polityków jest zbędny, przestarzały? Oddali go na własność związkom zawodowym, państwowym monopolom. Znajomi ekonomiści zajmujący się tą tematyką mówią że czują się jakby walczyli z komunizmem- taka jest mentalność managerów państwowych firm w tej branży, często zresztą niezmienionych od czasów minionego systemu. Nie ma tu własności prywatnej poza kilkoma wyjątkami, nie ma zasad wolnego rynku. Podobno nawet NIK domagał się by samorządy organizowały przetargi na obsługę linii kolejowych, zamiast dawać bez przetargów dotacje dla marnotrawiących je PKP. Zresztą pójdą Państwo na jakikolwiek dworzec kolejowy w Polsce i policzą pociągi prywatnych przewoźników. W Niemczech w większości trafiliby Państwo na spory wybór, w Polsce to po prostu państwowe monopole.

Życie bez samochodu w Polsce jest uznawane za dziwactwo i jest możliwe jedynie w kilku miejscach, podczas gdy w Europie, poza jej peryferiami, jest jak najbardziej możliwe, ba, władze np. Szwajcarii skutecznie do niego zmuszają ograniczając liczbę miejsc parkingowych. Tymczasem Polska to kraj gdzie brak wielu rzeczy, i już także- transportu zbiorowego, który często jest jedynie atrapą oferującą fatalną jakość usług. Nawet w wielkich polskich miastach oferta transportu publicznego jest gorsza niż w 50-tysięcznych miastach wschodnich Niemiec. Nie ma kolei, autobusy kursują tak rzadko że nie stanowią żadnej alternatywy. Wielu znajomych podróżników z Europy Zachodniej opowiadało o ogromnej uldze z jaką opuszczali teren naszego kraju i wjeżdżali do transportowej Europy. Polska żegnała ich podróżą w wyludnionym wagonie kursującego tak często ze prawie wcale transgranicznego pociągu widmo.

Rumunia ma lepsze koleje- mówili, i z tym się akurat zgadzam, pamiętając opływowe kształty pociągów na takich prowincjonalnych dworcach jak nasza Łomża. Do „Łomży” w Polsce nie dojeżdża już żaden pociąg, a w Rumunii mknąłby opływowy pospieszny szynobus z napisem „Intercity”. Ba, w Rumunii widziałem nawet prywatne pociągi pasażerskie, rzecz w Polsce spotykana tylko w jednym województwie. Nie było zdezelowanych torów, po których pociągi wlekły się 20- 30 km/godzinę, a taka jest cała „Polska Ściana Zachodnia” przy granicy z Niemcami. Mówi się o kolejach wysokich prędkości, tymczasem złodzieje złomu rozkradli przedwojenną linię „średnio wysokich prędkości” (bo tylko 160 km/h) z Wrocławia do Berlina przez Bieniów, Lubsko, Gubin. Pokradli mosty i tory. Przed wojną pociąg pokonywał ten dystans w 2 godziny 39 minut, dziś jedzie ponad 6 godzin. Niech to będzie kwitnesencją bzdur jakie wypisują i wygadują rozmaici politycy i dziennikarze.

fot. cc media

Posted by fufu on 05:05. Filed under . You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0

0 komentarze for Dzień bez Samochodu jest zawsze klapą w kraju bez transportu zbiorowego

Prześlij komentarz

Ostatnie doniesienia

Ostatnie komentarze

Galeria zdjęć