Berlin- biosklepy, skloty, parki...
Przypuszczalnie dzielnica Berlina w której mieszkamy jest najzupełniej normalna, ale dla kogoś z Polski wydawać by się mogła dziwna. Pełno tu skłotów, w bezpośredniej bliskości Rosenthaler Platz widziałem dwa. Jest przy głównej ulicy i sklep, w którym można kupować za darmo. Ludzie przynoszą tam niepotrzebne im przedmioty. Prowadza go skłotersi. Przed skłotem słyszymy skłotersow rozmawiających po polsku. Internet kosztuje 50 pensów za pól godziny, taniej nawet niż w Polsce. Na kafejce pisze też po polsku.
Obok wielki skatepark. Kumpel żałuje ze nie wziął deskorolki, bardzo mu się ów skatepark spodobał. Są wakacje, wiec zaludniają go 9- cio i 10-letnie skejty. Byliśmy w sklepie. Tutaj trzeba oddawać butelki zwrotne, wiec po wypiciu napoju z butelki wsunąłem go do dziury w sklepie, automat sam rozpoznał co to za butelka, i wydal mi kwit z suma jaka zwracają w kasie. Do tego automatu ludzie podchodzili z całymi kontenerami, pełnymi pustych butelek. Automat miał tez wielka dziurę na cale kontenery.
Na śniadanie dali nie najlepsze jedzenie, wiec musiałem iść do sklepu dla wegetarian coś dokupić. Jak tu fajnie- ekosklepów jest po kilka na każdej ulicy, dużo więcej niż zwykłych spożywczych. Mieszkamy w szkole przy parku kolo dawnego muru berlińskiego. Podobno popołudniami ów park pełen jest ludzi, grających na rożnych instrumentach, uprawiających różne sporty. Aga mówi ze za 5- 10 lat może tak będzie w parku na Polach Mokotowskich, ale nie wierze jej- czemu dziś tam tak nie jest?
Może pójdziemy dziś na imprezę- jest gdzieś obok, widziałem plakat kolo wejścia do metra. Nasi opiekunowie to same rastuchy, może uda się ich wyciągnąć.
fot. cc media