Transport zbiorowy w Polsce upadł

Gdy byłem małym dzieckiem, transport zbiorowy jeszcze funkcjonował. Można było pojechać koleją do wielu mniejszych miejscowości, autobusy także kursowały dość często. To wszystko akurat znika (bo kryzys) lub znikło.

20 lat polskiej transformacji ustrojowej szczególnie na terenach skolonizowanej przez Polskę poniemieckiej "polskiej strefy okupacyjnej", nazywanej przez propagandę "Ziemiami Odzyskanymi", pozostawiło puste miejsca w autobusowych rozkładach jazdy, godne trzeciego świata dworce autobusowe czy często nieruszane od 70 lat dworce kolejowe, z oknami i drzwiami zabitymi płytami paździerzowymi. Polska strefa okupacyjna dziś to linie po których wiozący ostatnich kilku- kilkunastu pasażerów autobus szynowy rozpędza się do 15 -20 km/godz. A zdecydowana większość linii w tym regionie zarosła trawą. Tymczasem 30 czy 50 km dalej, po niemieckiej czy czeskiej stronie granicy na lokalnych liniach między dwoma wioskami szynobusy kursują nawet po kilkanaście razy na dobę. Da się.

Autobusy po stronie polskiej strefy zwykle w miarę często kursują jeszcze w relacjach podmiejskich. A relacje dalekobieżne to tragedia. Udałem się na obskórny dworzec w Jeleniej Górze, by pojechać autobusem dalekobieżnym którym jeździłem od wielu lat. Kiedyś między tymi dwoma miastami autobusy kursowały mniej więcej co dwie godziny, dziś to cud że w ogóle ostał się jeszcze ostatni wieczorny kurs. Na kurs którym zwykłem jechać, na dworcu zebrało się kilkunastu zaskoczonych pasażerów. "Jak będę ze szłoły wracać" pytała się nie-wiadomo-kogo jakaś kobieta około 20-tki.

Stałem z deską snowboardową i też się dziwiłem. Autobusy to monopole, nie jest tak że gdy z linii zrezygnuje jeden przewoźnik, na jego miejsce może wskoczyć inny. Po pierwsze musi uzyskać zgodę właściciela dworca, którym zwykle jest konkurencyjny przewoźnik autobusowy. W Legnicy, gdzie czasem jeżdzę, kierowca wysadzał pasażerów gdzieś przed mostem, bo tamtejszy PKS jest znany z tego że nikomu nie pozwala korzystać ze "swojego" skarbu estetyką przypominającego najbiedniejszą Azję czy Afrykę.

Rząd regionalny, ów "samorząd", w drodze ustawy otrzymał prawo do blokowania przewoźników prywatnych, jeśli chcą wejsć na daną trasę. Mój kolega jeżdżący na linii Lublin- Warszawa zawsze opowiada o firmie "K.", która jest własnością kurii oraz SLD-owskiego biznesmena. Tak ustawiona firma ma zapewnioną polityczną protekcję na obsługę trasy Lublin- Warszawa. Tylko ona dostaje zgodę na otwieranie kolejnych kursów na tej linii, innym przewoźnikom odmawia się, tłumacząc że jest już dostatecznie dużo kursów na tej linii.Tak oto robi się biznes w Polsce.

O kolejach nawet nie mówię, tam w mojej ocenie panuje dokumentna mafia. Gdy mieszkałem w Niemczech, prasa rozpisywała się o filcu układów który panuje między koleją państwową a rządem, tworząc w tamtym kraju układ mafijny. Jeśli nawet tam w sektorze kolei panuje mafia, to co powiedzieć o Polsce? W Niemczech czasami są przetargi na linie, przewoźnicy się zmieniają. Kiedyś do przygranicznego miasta w Niemczech gdzie mieszkałem kursowała tylko kolej państwowa, dziś na 2 z czterech linii kursują prywatni. Na przetarg trafi także główna linia, na której pociągi osobowe kursują co 30 minut. A miasto to ma tylko 60 tysięcy mieszkańców, i sporo zamożniejszą ludność niż po polskiej stronie.

Gdy przejeżdża się granicę czeską czy niemiecką i trafia się do polskiej strefy okupacyjnej, co rzuca się najbardziej w oczy to chodniki zapchane samochodami- tylko tu wolno parkowac na trotuarze. Skoro nie autobusem czy pociągiem, to samochodem. W Polsce nieposiadanie samochodu jest dziwactwem, kiedyś na forum "Społeczeństwo" na portalu gazeta.pl dyskutanci rozpisali się na kilkaset postów dyskutując o tym czy brak samochodu nie jest aby obciachem i symptomem ostatecznej biedy. Tymczasem mi w oczach stoi Europa Zachodnia, gdzie czystym i zadbanym pociągiem podróżuje pan czytający jedną z wielu tamtejszych opasłych gazet codziennych, przy którym polska prasa to zwykłe tabloidy.

W kraju bez demokracji, w kraju w którym tylko grupy posiadające od 10 mln PLN wzwyż mogą w ogóle zaistnieć na scenie politycznej, nie może być normalnie. To świat monopoli i mafii. Znajomy pracujący w PKP opowiada jak dyrektorzy w tamtej firmie robią na państwowym majątku własne interesy i są zwykle zirytowani gdy ktoś przeszkadza im w prywatnych biznesach chcąc czegoś od nich. PKP już dawno sptrywatyzowało się samo. Wyprowadzeniu 100 lokomotyw z PKP Cargo do jakiegoś tam "poolu taborowego" towarzyszył wybuch bomby w biurze zamieszanej w to warszawskiej firmy. Na rynku zostawia się wydmuszki. PKS-y których nie sprywatyzowano w porę, upadają, jak PKS w Luboniu. PKP Cargo to złomowisko.

Chciałem ostatnio jechać do Świeradowa Zdroju, i po podróży pustym pociągiem 20 km/h po zdewastowanych torach przy których nikomu nawet się nie chciało udrożnić rowów odwadniajacych (woda spływa pod podkłady) miałem przesiadkę na autobus. Ledwie jedną minutę. W Niemczech czy Czechach ktoś skoordynowałby te rozkłady, tutaj panuje pandemonium chaosu i upadku. Dworzec w Gryfowie Śląskim zabity dechami, ale oto cud- działa na oko 80-letni zegar na budynku dworca. Przed dworcem pies z miską w pysku żebrze od jakieś przesiadającej się tak jak ja kobiety jedzenie. Ze skomunalizowanych kilkupiętrowych kamienic płatami odpada tynk. Oto Rumunia pur- bezdomne psy i ruiny dawnej świetności. Oto sceneria kraju rządzonego przez mafię.

fot. cc wikimedia